niedziela, 26 grudnia 2010

Południe wzywa cz. 1

Ścieżka, którą szedł Ghor była lekko zarośnięta i zabłocona. Od kilku godzin nieprzerwanie padał deszcz. Z drzew woda spływała mu na głowę. Całe jego ubranie było przemoczone. W butach miał chyba z litr wody. Było mu przeraźliwie zimno w stopy. Teraz chciał tylko dojść do tej przeklętej gospody "Pod martwym ogrem". Był okropnie zły na swoich przyjaciół, z którymi podróżował. To oni namówili go, żeby udać się na południe. Podobno tutaj na południu można znaleźć dużo skarbów. Teraz już w to nie wierzył.
Nagle w oddali ujrzał, że jest tam jakiś budynek.
- Nareszcie dotarliśmy! - powiedział z uśmiechem Jon.
- Już myślałam, że nigdy nie dojdziemy do tej gospody. - powiedziała Kira. Na jej, zazwyczaj poważnej twarzy, pojawił się uśmiech.
Ghor uradował się w duchu i wraz z resztą drużyny podążyli w stronę budynku. Gdy się zbliżyli, ujrzeli, że przed nimi stoi mała chatka, która jest za mała aby być karczmą.
- To chyba nie jest karczma. - powiedział Syriusz.
- Nie jest to karczma, ale może przechowają nas na czas deszczu, a może i na  całą noc. - z optymizmem powiedział Jon. Następnie szybkim krokiem podszedł pod drzwi budynku. Za nim podążyła cała reszta. Jon zapukał w solidne bukowe drzwi. Czekali chwilę i nic się nie stało. Jon zapukał ponownie. Po chwili dało usłyszeć się chrzęst odsuwanych zasuw. Drzwi się uchyliły, a z ciemności wyłoniła się naładowana kusza. Cała drużyna szybko podniosła ręce.
- Kto wy? - z ciemności wydobył się chrypliwy głos.
- Podróżnicy. - szybko odpowiedział Jon - Nie mamy złych zamiarów. Chcieliśmy tylko schronić się przed deszczem.
- Macie broń?
- Tak. - odrzekł Ghor.
- Oddajcie mi ją, a pozwolę wam wejść.
- Co??? - oburzył się Ghor - Ja mam oddać komuś mój topór. Nigdy!
- Spokojnie - powiedział Jon - Dajcie mi swą broń.
Cała drużyna powoli ściągnęła z siebie kilka kilo oręża i podała je Jonowi. Jon podał je dłoni, która wyłoniła się z ciemności. Dłoń zabrała broń i na chwilę znikła w ciemnościach. Po chwili drzwi uchyliły się szerzej i zza nich wyłonił się stary, przygarbiony człowiek. Jego duże czarne oczy szybko oglądały czwórkę podróżników.
- Byłby pan uprzejmy odłożyć kuszę. - powiedział Jon wskazując na wielką kuszę, którą trzymał nieznajomy.
Nieznajomy powoli uniósł kuszę.
- Wejdźcie. - oznajmił.
Cała czwórka weszła do małego, ciemnego i dość ciepłego pomieszczenia. Zaraz obok wejścia stała skrzynia i wieszak. Kominek stojący w rogu pomieszczenia dawał tylko trochę światła, ale dawał przyjemne ciepło. Na środku pomieszczenia stał stół z sześcioma krzesłami.
- Zdejmijcie płaszcze. - odparł miłym głosem staruszek zaryglowując drzwi.
Wszyscy zdjęli z siebie płaszcze i zawiesili je na wieszaku.
- Dziękujemy, że był pan tak miły, że pozwolił nam pan schronić się tu przed deszczem. - rzekł Jon.
- Nie ma za co! - odparł staruszek - W takich trudnych czasach ludzie muszą sobie pomagać. Siadajcie. - staruszek wskazał na krzesła poustawiane naokoło stołu.
Wszyscy usiedli, a staruszek przeszedł do kolejnego pomieszczenia i z jego wnętrza zapytał:
- Jesteście głodni?
- I to jak! - bez namysłu powiedział Ghor.
- Dobrze się składa. Właśnie skończyłem przygotowywać pieczeń.
Po paru chwilach staruszek wszedł do pomieszczenia niosąc wielką pieczeń z dzika. Położył ją na stole. Następnie na kolejne kilka chwil zniknął w drugim pomieszczeniu. Potem wszedł niosąc tacę z kilkoma kuflami piwa.
- Niech sobie pan nie robi kłopotu. - powiedział Jon.
- Ależ to nie kłopot. Lubię gości. Rzadko mnie ktoś odwiedza, ale jak już ktoś przyjdzie to muszę go ugościć. - odparł staruszek. Staruszek podał każdemu kufel z piwem, a pieczeń ustawił na środku stołu. Następnie usiadł na wolnym krześle.
- Nazywam się Haltil. - oznajmił staruszek.
- Miło pana poznać. Ja jestem Jon, a to Ghor, Syriusz i Kira.
- Nie mówcie mi "pan", mówcie mi po prostu Haltil.
- Jak sobie życzysz Haltil. - odparł Jon.
- Dokąd zmierzacie? - zapytał krojąc dzika.
- Do Korham. Poszukujemy jakiś zleceń.
- Jesteście Poszukiwaczami przygód?
- Tak.
- W Korham na pewno znajdziecie jakąś pracę. - powiedział Haltil z ledwo zauważalnym uśmiechem.
- Jak udaje ci się przetrwać samemu w środku lasu? - zapytał Syriusz, który dość dobrze znał się na przetrwaniu.
- Wodę biorę z rzeki, który płynie kilkadziesiąt metrów z stąd. Poluję tylko za pomocą pułapek. I jakoś żyję. Nie lubię wielkich miast. Za wioskami też nie przepadam. Wolę mieszkać tutaj, gdzie nikt mi nie przeszkadza. Chyba jesteście zmęczeni. Może chcecie przenocować?
- Jeśli nie będzie to dla Ciebie kłopot, to oczywiście! - odparł Jon.
- Czujcie się jak u siebie w domu. Jeśli będziecie chcieli się położyć to rozłóżcie sobie posłania koło kominka. Ja już jestem stary. Chodzę wcześnie spać. Pójdę więc już się położyć. Dobranoc. - Haltil odszedł do stołu i otwarł drzwi, za którymi znajdowały się schody na dół. Ruszył w dół zamykając drzwi i zniknął w ciemnościach, a drzwi się zamknęły.
- Zauważyliście, że ten dziadek jest jakiś dziwny? - zapytał cichym głosem Syriusz.
- Wydaje Ci się. - odparła Kira. - Starzy ludzie zachowują się inaczej. To u nich normalne.
- Może i masz rację.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. Dzisiaj już dużo się nachodziłem. Jestem zmęczony. - stwierdził Ghor.
- Ghor ma rację, lepiej pójdźmy spać. Jutro rano wcześnie wstajemy, aby na wieczór być już w Korham. - powiedział Jon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz